Historia Paulo Futre
- footballpeakpl
- Mar 22, 2021
- 5 min read
Portugalski Maradona, który odmówił gry, dopóki nie dostanie numeru 10.
Lipiec 1996. Euro przyniosło futbol do domu.
We wschodnim Londynie z niecierpliwością czekali na powitanie zagranicznych gwiazd przed nowym sezonem na Upton Park.
Na miejsce przyjechało dwóch rumuńskich zawodników Ilie Dumitrescu i Florin Raducioiu oraz nazywany niegdyś portugalskim Maradoną - Paulo Futre. Prawdziwy wielki gracz, człowiek, który grał w Porto, Benfice, Atletico Madryt, Marsylii i AC Milan miał pokazać magię w barwach West Hamu.
Co więcej, zamierzał to zrobić w tym samym zespole co Iain Dowie.

W czasach poprzedzających Internet i transfermarkt, informacje o ligach zagranicznych były ograniczone do Sportowej Niedzieli, Magazynu Gol czy posiedzeniu przy telegazecie. W przypadku Anglików, musieli zadowolić się TransWorld Sport, informacje o futbolu wyławiali gdzieś z pomiędzy newsów o snookerze i windsurfingu.
Tak więc, bez wiedzy fanów Hammers, Paulo Futre w drodze do Premier League nie był starym Paulo Futre. Po dziesięciu latach gry i okaleczenia przez niektórych z najbardziej topornych europejskich rzeznikow, stawy rozgrywającego nie miały lekko.
To, jak Portugalczycy przeszli przez medycynę, pozostaje jedną z największych tajemnic ludzkości. Za setki lat historycy będą rozważać zdjęcia Wielkiej Stopy, tajemnice wyprawy Diatłowa, potwora z Loch Ness i prześwietlenia Paulo Futre.
Dwa lata praktycznie nie grał w piłkę. Jego czar w Mediolanie przygasł całkowicie ze względu na pełen katalog obrażeń w karcie lekarskiej. Mówiąc wprost, prawdopodobieństwo zobaczenia Piotra Szarpaka na San Siro w niedzielne popołudnie było większe niż w przypadku Futre. Zaliczył jeden występ jako rezerwowy w ostatnim meczu sezonu. A potem go nie było.
Od tej pory gra była skończona. Kibice są bardzo kapryśni, jesteś na szczycie to Cię kochają. Był piłkarskim złomem, prosto w drodze na złomowisko piłki nożnej. Dopóki nie zadzwonił Harry Redknapp.
Co ciekawe, Futre przeszedł okres przygotowawczy bez szwanku i miał zadebiutować w meczu otwierająca nowa kampanie na Highbury. Tysiące fanów zebrało się w słoneczna niedzielę, by oglądać wielkie nazwiska.
Jednak West Ham wyglądał podejrzanie zupełnie podobnie personalnie, co w zeszłym sezonie. Raducioiu i Dumitrescu nawet nie znaleźli się w składzie meczowym, ich miejsca zajęli Dowie i Keith Rowland.
Mimo to przynajmniej Futre był obecny w kadrze. Składy drużyn zostały przesłane, a portugalska supergwiazda siedziała w szatni, przygotowując się do ostatniej szansy w piłce nożnej na najwyższym poziomie.
To, co wydarzyło się później, pozostaje legendą West Ham i może być w 100% dokładne, ale nie musi!
Historia głosi, że około 14:15 prezes West Ham, Peter Storrie, zajadał się swoim obiadem, kiedy został wezwany przez pracownika sztabu Redknappa do szatni. Był problem. Wielki problem. Portugalski Maradona spakował swoje bagaże i już miał wskoczyć do czarnej taksówki.
Zanim Storrie zszedł na dół, Redknapp i Futre wypuszczali wściekły strumień przekleństw, które mogły sprawić, że Quentin Tarantino by się skrzywił. Problem tkwił w jego stroju meczowym. Niegdysiejszy kitman Eddie Gillam wręczył mu jego nowy trykot, na którym widniało na plecach FUTRE 16.
Był to jeden z wielu znakomitych wtedy piłkarzy, niejako trzeci do tańca, tylko za takimi jak Maradona i Platini w swojej epoce. A teraz był tutaj, proszony o oddanie swojego ukochanego numeru 10…Johnowi Moncurowi?
Przybycie prezesa niewiele zdziałało, aby złagodzić sytuację. Na 45 minut przed końcem nie było czasu na przygotowanie czegoś nowego, pomimo protestów Futre. Chwycił więc swoją torbę, wyszedł że stadionu skierował się w stronę postoju taksówek.
Jakby gorzej być nie moglo, pojawiło się nowe wyzwanie. Składy zostały już przekazane sędziemu i zgodnie z procedurami nie można ich było zmienić. West Ham miał rozpocząć sezon z dziesięcioma zawodnikami, chyba że Redknapp znalazlby rozwiązanie lub, jeszcze lepiej, kozła ofiarnego. Więc wszedł do gabinetu sędziego i zrobił improwizowana awanturę, obwinił o to swój sztab trenerski, który pomylił Paulo Futre, jedno z najbardziej znanych nazwisk światowego futbolu, ze Stevie Jonesem, środkowym napastnikiem Młotów. Mogło się przytrafić każdemu.
Sędzia techniczny, nieświadomy, że Futre jest teraz w połowie drogi do hotelu w Canary Wharf, przyjął wymówkę. Po całym tym dramacie, na szczęście, gra się rozpoczęła. Jedenastu zawodników West Hamu wyszło na boisko i przegrało 2-0.
W następnym tygodniu sytuacja z trykotami została rozwiązana, gdy zespół prawników Futre przybył z surowymi instrukcjami, aby za wszelką cenę wpisać w umowie zapis, by na ukochaną koszulkę z numerem 10 ich klienta był chętny tylko sam zainteresowany.
Moncur, hardy student prawa, wiedział dużo, kiedy przybyli, zaczął wyciągać z rękawa kolejne kruczki prawne. Garść gotówki i weekend golfowy w willi Futre przy plaży na Maderze były zbyt piękne, aby mogły być prawdziwe. Skusiło go to.
Fani Hammers po raz pierwszy zobaczyli swój nowy numer 10 podczas domowego spotkania w środku tygodnia z walecznym Coventry City. Po raz kolejny nie było śladu rumuńskiego duetu, ale w pomocy był Australijczyk (Robbie Slater), Walijczyk (Mark Bowen) i Irlandczyk z północy (Michael Hughes). Brzmi to jak żart, ale w pierwszej połowie w grze West Ham nie było nic śmiesznego. To było absolutnie przerażające. Coventry było okropne, ale w jakiś sposób sprawili, że wyglądali jak Real Madryt i byli znacznie gorsi od przyjezdnych niż sugerował deficyt jednej bramki.
Zdesperowany Redknapp odwrócił się w stronę ławki do Futre. Wkrótce stało się jasne, że zostało tylko miano żywej legendy. Ledwo mógł przebiec dziesięć metrów i runal na ziemię szybciej niż Jurgen Klinsmann podczas słynnej cieszynki w barwach Tottenhamu. Ale nie wszystko było stracone. Jego lewa stopa wciąż mogla obrać pomarańczę. Przez całą drugą połowę starał się sprawić, by West Ham wrócił do gry. Brakowało mu sprawności, nadrabiał ustawianiem się i szybkością decyzji. Pomimo tego był o poziom wyżej niż ktokolwiek na boisku i pomógł swojej nowej drużynie zdobyć mało prawdopodobny punkt.
Obiecujący występ przeciwko Coventry zapewnił mu występ od początku z Southampton. Był to jednen z występów Match of the Day i nadal można znaleźć na Youtube materiał z tego, co niewątpliwie było najlepszą godziną Futre podczas jego okresu w Claret and Blue.
W ten jeden piękny słoneczny dzień we wschodnim Londynie portugalski rozgrywający wyglądał jak dawna legenda. Objeżdżał Świętych jakby od niechcenia, od pierwszej minuty, nawet z jedną sprawną rzepką uciekał innym na boisku, były zagrania piętką, zakładane siatki i zejścia ze skrzydła, tchnął nadzieję w trybuny Upton, że o to doczekali się prawdziwego artysty.
Święci nie mogli się do niego zbliżyć. A kiedy to zrobili, często uciekali się do fauli. Rezerwowy Francis Benali wypchnął go w bandy reklamowe i złapał czerwoną kartkę. Fani wstrzymali oddech, ale Futre ostrożnie stanął na równe nogi, tak jak robił to wiele razy na przestrzeni lat.
Nastrój po meczu był euforyczny. W komentarzu John Motson pochwalił jeden z najlepszych indywidualnych występów na Upton Park od lat. Po ostatnim gwizdku Futre uniósł obie ręce, a West Stand salutował nowemu bohaterowi. W starym geniuszu było jeszcze życie.
Sen trwał zaledwie 34 minuty. W sobotę 14 września 1996 roku o godzinie 15:34 Paulo Futre leżał na murawie Upton Park, po ostrych wejściu pilkarzy Wimbledonu. Utykał, a wraz z nim utykał West Ham. Pozbawieni twórczej iskry skapitulowali przed gangiem Vinnie'go Jones'a.
Podczas meczu Futre miał grymas na twarzy czlowieka, który wiedział, że jego bańka w końcu pękła. Zagrał swój ostatni znaczący mecz jako zawodowy piłkarz. A co gorsza, został przyćmiony przez Efana Ekoku.
Portugalczyk pojawił się kilka razy przelotnie, kuśtykając z ławki z mizernym skutkiem, zanim jego kontrakt został rozwiązany za obopólną zgodą. Jego nieobecność uwydatniła brak jakości w drużynie Harry'ego Redknappa. Jego letnie transfery okazały się katastrofą. Dumitrescu i Raducioiu to totalne niewypały, w styczniu West Ham był na dnie ligi, a wypożyczony Mike Newell kopał się w czoło z przodu obok Dowiego, który był w samym środku bezbramkowej passy 32 meczów. To była desperacka sprawa.
Ostatnim rzutem na taśmę szef West Ham ponownie wszedł na rynek transferowy. Tym razem zdecydował się na zakup Brytyjczyków. Do akcji wkroczyli John Hartson i Paul Kitson, aby uratować sezon.
Jeśli chodzi o Futre, podjął nieudane próby powrotu do Hiszpanii i Japonii, zanim zawiesił buty na kołku. Wciąż jest w swojej ojczyźnie uważany za jednego z najlepszych w historii, a nawet prowadził swój własny program w telewizji w czasie największej oglądalności. I na szczęście jego ciało jakoś się trzyma, po zużyciu baterii podczas kariery, aczkolwiek przy pewnej pomocy medycznej. Znów trafił na pierwsze strony gazet w 2015 roku, występując w japońskiej reklamie telewizyjnej Viagry.

Comments